Zamknij

Listonosze nadzieją naszego sportu

13:00, 10.03.2018 AS
Skomentuj

Satyrycznym okiem Apolonii Szubińskiej (2)

Listonosze nadzieją naszego sportu

Panie redaktorze, dopiero teraz ochłonęłam na dobre i mogę co nieco wypowiedzieć się o niedawnych zimowych igrzyskach olimpijskich w Korei, tej na południe od północy, w której rządzi ten tłusty Belzebub. Trzeba panu wiedzieć, że sportem także się interesuję, choć sama go nie uprawiam, a jedyne co niejako fizycznie łączy mnie ze sportem, to poranne wstawanie z łóżka. Uda się mi wstać na jedno tempo, czy na dwa lub trzy. Oraz chód. Jak pan widzi, dotarłam do pana o własnych siłach. Czyli taka sobie gimnastyczka wszechstronnie rozwojowa dla ludzi w moim wieku.

Mówiąc krótko, panie redaktorze, Korea to była masakra, ale raczej nie z winy samych zawodników. Pewnie zbyt mało łoży się na obiekty sportowe, aby było gdzie porządnie trenować, a nie jeździć po prośbie do Unii. W Soczi mieliśmy aż sześć medali – cztery złotka, srebro i brąz. A teraz?...

Ale do rzeczy. Dlaczego ostatnie igrzyska raczyły zaprzątnąć moją uwagę i co mają wspólnego z naszym Szubinem, prawda? Otóż mają i to dużo. W naszej mieścinie i gminie mamy utalentowaną młodzież w kilku sportowych dyscyplinach – lekka atletyka, piłka czworga imion (noga, ręka, kosz i siatka), judo, karate. Warcaby, szachy i brydż też się liczą w tej sportowej branży, choć nogami nic tu się nie wybiega, szare komórki muszą ciężko pracować. Słowem, panie redaktorze, z tym sportem nie jest u nas aż tak źle. Sukcesy też są, o czym pan redaktor informuje w swojej telewizorni. I miło to czytać. Weźmy choćby takiego młodego Dominika Krzywdzińskiego (wnuka pana Kazia, bez którego nie byłoby u nas UKB), który bodaj w styczniu na mitingu halowym LA w Sheffield na Wyspach nie dał się ograć w biegu na 1500 metrów, za co mu chwała… Takich zdolnych jest u nas więcej. Czyli nasi młodzi szubinianie to narybek do polskiej kadry jak znalazł. Byle tylko nie osiedli na laurkach. Owe laurki w tak młodym wieku bywają zwodnicze, łatwo dać się im omamić, więc moja rada jest taka, aby młodzi bardzo ostrożnie do nich podchodzili i skupili się na treningu, a na laury, te naprawdę ważne, przyjdzie czas.

Ale czemu nie mogłoby być jeszcze lepiej w naszym sporcie? Może za mało sponsorów? Bo sport to nie dotąd nie skonstruowane perpetuum mobile, które samo się kręci niestety tylko w marzeniach, sport trzeba odpowiednio nakręcać. Marzenia powinny fruwać, owszem, ale ambicje muszą z buta. Nie inaczej, panie redaktorze. A sama nadzieja, że jakoś to będzie, to też tylko psu na budę, wiele nie zwojuje, trzeba ciężkiej pracy i wsparcia ludzi z pasją, o dobrych trenerach nie wspominając.

I tak sobie myślę, jak można by podciągnąć nasz polski sport hurtem do poziomu europejskiego, bo pojedyncze sukcesy sportowców i sportsmenek w sportach letnich i zimowych to jednak cośkolwiek za mało jak na europejski kraj średniej wielkości. Pytanko, jak to zrobić, panie redaktorze, prawda? Zaskoczę pana. Niech pan sobie nie myśli, że ze mnie jakaś tam cielęcina czy gęś, o baranie albo ośle nie wspomnę.

Otóż wczoraj wpadł mi do głowy pomysł, którego realizacja przez władze sportowe i inne mogłaby coś temu zaradzić. Tylko trzeba im podpowiedzieć, bo oni zapatrzeni we własne stołki wiele poza nimi nie widzą. Otóż zamierzam wystąpić z obywatelskim wnioskiem do Ministerstwa Sportu, którym to wnioskiem mam nadzieję otworzyć oczy decydentom. Idzie przecież o chwałę polskiego oręża sportowego, a nie o horrory na ważnych meczach tych czy innych. Od horrorów są filmy. I niektóre powieści.

W tej sytuacji chcę zaproponować ministerstwu – przepraszam za wrodzoną skromność - arcygenialny pomysł zaradzenia temu problemowi. Zasugeruję mianowicie, żeby ministerstwo, skoro samo nie potrafi, zwróciło się o pomoc do Poczty Polskiej, która chyba potraktuje sprawę z powagą i pełnym zrozumieniem – wiadomo, znaczek na kopertę należy poślinić, żeby się do niej przykleił. Bez znaczka nawet gołąb nie poleci. Idzie mi zaś o to, żeby Poczta Polska pogoniła listonoszy, z których później wybrałoby się kandydatów na brakujące lub nie rokujące żadnej nadziei ogniwa osobowe polskiej reprezentacji w różnych sportowych dyscyplinach – letnich i zimowych. W końcu jeden z naszych mistrzów kolarskich też zaczynał jako listonosz, żaden to wstyd, przeciwnie, z czym Poczta pewnie się zgodzi, a nawet może się chlubić owym zawodnikiem ze słynnych Wyścigów Pokoju.

Co tu wiele gadać - ale listonosze to według mnie najbardziej zabiegani pracownicy polskiej gospodarki, mający największą kondycję fizyczną, z którą żaden budowlaniec, górnik czy inny stoczniowiec nie ma co się równać (z całym szacunkiem dla ich ciężkiej pracy). O urzędnikach litościwie nie wspomnę, z ledwością taki dociera do swojego biurka, już ma zadyszkę i żeby dźwignąć długopis, najpierw musi wypić zalewajkę z trzech łyżeczek kawy. Więc listonosze to nasza sportowa przyszłość jak znalazł. Wystarczy tylko odpowiednio przykręcić śrubkę, aby wyśrubować ich kondycję, a w konsekwencji super wyniki na sportowych arenach (za zdobywane medale mieliby konkretny dodatek portfelowy do marnej pensyjki za ich ciężką pracę bez względu na kaprysy pogody).

Widziałabym to tak, że dyrekcja Poczty wyda instrukcję do naczelników wszystkich placówek, aby listonosze otrzymali polecenie odwiedzania każdego mieszkania, urzędu i instytucji w swoich rewirach. Bez względu na to, czy przesyłka jest, czy jej nie ma. Każdy adres ma być odwiedzany codziennie. W żadnym razie nie wolno korzystać ze skrzynek pocztowych usytuowanych na parterach wszelkich budynków! Nagana w akta osobowe! Przy okazji poprawiłoby to i tak już coraz lichszy wizerunek Poczty, bo oto do Kowalskiego czy innego Nowaka dzwoni listonosz z uprzejmym „dzień dobry”, zupełnie bez powodu, a nie na przykład z nakazem opłaty zaległego abonamentu RTV. Pełna kultura. Co najwyżej Kowalski czy ten drugi popukałby się w czoło i ewentualnie poradził listonoszowi udanie się do lekarza wiadomej specjalności. No ale jeśli marzy się o sukcesach, to czasem trzeba to i owo przełknąć. Słodycz ma niekiedy posmak gorzkiej czekolady, panie redaktorze.

Wielkie nadzieje na poprawę kondycji listonoszy jako potencjalnych sportowych mistrzów upatruję także w wieżowcach i innych wielkich budowlach naszych miast (przy okazji wyrażę ubolewanie skierowane do Ministerstwa Budownictwa, że za mało manhattanów w naszym kraju, bo zawsze można by urwać parę setnych sekundy na przykład w biegu długodystansowym). Oczywiście listonosze nie mieliby prawa korzystania z wind! Z buta po pięterkach!

Zasugeruję też, panie redaktorze, aby torby listonoszy dociążyć kamieniami, co wpłynęłoby na intensywniejszy trening i przyniosło lepszy efekt końcowy. Argumentuję to tym, że ludzie piszą coraz mniej listów, a wszystko to przez komórki i Internet. Pisanie pięknych listów to już tylko dawnych wspomnień urokliwy czar (swego czasu i ja takowe dostawałam, a ponieważ wydawały mi się cośkolwiek przesłodzone, nie dawałam im wiary i szczęśliwie uchowałam się w cnotliwym, wolnym stanie). Nie chcę powiedzieć przez te kamienie, że listonosze mają za dobrze, że to żadna praca, wręcz lenistwo. Nic podobnego. Powtórzę, z całym szacunkiem dla nich. Często litość mnie ogarnia, gdy widzę, jak w zawiei, ulewie, mrozie czy innym upale oni z tymi torbami muszą dotrzeć do adresatów. Nie ma, że boli. Za mało im płacą za tę robotę, panie redaktorze! Stanowczo.

Myślę także, żeby Poczta włączyła do współpracy Ministerstwo Rolnictwa, aby ono wydało nakaz, by w rewirach wiejskich psy nie były trzymane na uwięzi. No niech pan zajrzy na przykład do Królikowa, Zalesia czy Samoklęsk jednych czy drugich. Po prostu pełen luz (a przy okazji jakże humanitarny gest w obronie piesków uwiązanych łańcuchami; obrońcy praw zwierząt z pewnością by temu przyklasnęli). Powinno to wpłynąć na znaczące polepszenie wydolności sprinterskiej listonoszy od gospodarstwa do gospodarstwa, a zarazem na urozmaicenie monotonii treningu, co czyniłoby go wszechstronnie rozwojowym. Myślę, że Ministerstwo Rolnictwa skwapliwie przystąpi do spółki o tak szlachetnym celu.

Mam nadzieję, panie redaktorze, że mój pomysł uzdrowienia naszego sportu wydaje się całkiem rozsądny. Bo to i tanim kosztem wszystko by było - ile się zaoszczędzi na wydatkach związanych z treningami zawodników, a tym samym ministerstwo, które nie będzie musiało dawać dotacji itp., przydzieli sowite premie ministerialnym działaczom, żeby nie pomarli z głodu, bo ostatnio coś nawet sam wicepremier przymiera głodem (wątpię, żeby i mnie coś skapnęło, choć to mój pomysł; ale co tam, czego się nie robi w imię, pro publico bono i tak dalej). A ile będzie medali, których nikt nie będzie się spodziewać…

Kończąc, sport to zdrowie i nie tylko. Liczy się także buzująca adrenalina podczas kibicowania, a co za tym idzie bierne i pożyteczne wypełnienie czasu, zwłaszcza kiedy rozum śpi.

No, to by było na tyle, panie redaktorze. I pozdrawiam naszych kochanych listonoszy, a zwłaszcza tego jednego, który regularnie przynosi mi emeryturkę. Bardzo mi się chłop podoba, jest w moim typie, ale co z tego – żonaty i dzieciaty. A nie chcę być przyczyną rozpadu jego rodziny.

Do następnego razu!  

(AS)

Oh, jak ten czas leci! Dawnośmy się nie widzieli! Jakieś osiemnaście lat, odkąd to zmuszona byłam przestać się wymądrzać w naszym „Pelikanie”, gdyż ptaszysko padło przytłamszone bezwzględnymi prawami ekonomii rynku. No i tak sobie niedawno pomyślałam, że może da radę produkować się w naszej itvszubin.pl. W końcu Internet potęgą się stał i basta! Trzeba się temu podporządkować. Późno bo późno, ale należy i mnie pójść z duchem czasu. Nie można odstawać, bo to oznacza cofanie do kwadratu.

Apolonia Szubińska

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%